28 czerwca 2013

Ekspresowe bułeczki

Jak ja zazdroszczę tym wszystkim, którzy dzisiaj rozpoczynają wakacje!! Szczęśliwcom życzę udanego wypoczynku i pięknej wakacyjnej pogody.
 
A Wy gdzie planujecie swój urlop? Śmiało, piszcie, niech mnie skręci z zazdrości ;)
 
 
Dziś w ramach nadciągającego wakacyjnego lenistwa podaję przepis na szybkie i bardzo proste bułeczki. Można do nich użyć dowolnej mąki pełnoziarnistej. Przygotowuje się je w minutę, piecze 15 minut także jest to super opcja kiedy chlebak świeci pustką, a żołądek przykleja się do kręgosłupa. 


Składniki:
  • 200 g mąki orkiszowej razowej
  • 1/2 płaskiej łyżeczki sody 
  • 1/2 płaskiej łyżeczki soli
  • 1/2 płaskiej łyżeczki cukru
  • 100-150 ml maślanki/kefiru 
Wymieszane składniki suche połączyć z kefirem. Ciasto wyrabiać w misce, nie dłużej jak 30 sekund, ma być grudkowate ale jednolite. Podzielić je na 4 części i uformować bułeczki. Piec ok. 15 min na złoty kolor w temp. 190-200 stopni (z tych proporcji wyjdą cztery bułeczki).

smacznego!

24 czerwca 2013

Chłodnik i...

Komu michę gorącej zupy? Żartowałam. Chyba ostatnia rzecz o jakiej marzy się w letni dzień to talerz parującego jedzenia. Za to chłodnik... kto nie marzy o chłodniku z młodych, świeżych warzyw prosto z działeczki. Mój ulubiony to ten z młodymi buraczkami.


Składniki:
  • 3  buraczki
  • 4 ogórki gruntowe
  • pęczek rzodkiewek
  • pęczek świeżego koperku
  • dwa ząbki czosnku
  • 1l kefiru (lub maślanki)
  • pieprz
  • sól
do podania: młode ziemniaczki

1. Wyszorowane buraczki ugotować w łupach. Ostudzone obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. 

2. Ogórki oczyścić i obrane zatrzeć na tarce o grubych oczkach. Oczyszczoną rzodkiewkę drobno pokroić. Koperek posiekać.

3. Wszystkie warzywa wymieszać z kefirem i doprawić solą, pieprzem i czosnkiem.

Najlepiej smakuje kiedy się chwilę przegryzie w lodówce, schłodzony z ciepłymi ziemniaczkami.


i deser, z cyklu welcome to Poland:

Wczoraj w kolejce stojąca za nami pani do swojego mężczyzny:
- O rany! Jakie paskudne buty, w życiu bym takich nie założyła - mówi głośno i wyraźnie, celując przy tym wyprostowanym wskazującym paluchem w moje obuwie.
Patrzę jej prosto w oczy z pewnym niedowierzaniem ale ona nie odwraca wzroku tylko nabiera jakiegoś agresywnego wyrazu.
-  Słyszałeś to? - to już ja, szeptem do mojego narzeczonego, bo zaczynam się bać, że kobieta jest z jakiejś prawicowej bojówki i moje szpilki w kolorach tęczy mogą jej się kojarzyć z czymś zbyt frywolnym.
- Tak, jest wściekła bo o ile naprawdę nie podobają jej się twoje buty, to jej mężowi ewidentnie bardzo podobają się twoje nogi - uśmiecha się A. dumny jak paw, wyprostowany tak, że nagle ma ze trzy metry wzrostu.
- ? - ja, usiłując naciągnąć mini spódniczkę do kostek.

I kto tu jest dziwny?;)




21 czerwca 2013

Na miły Bób - co za upał! ...i archiwizowany dip z avocado.

W pracy pot spływa mi po tyłku, a wiatrak swoim jednostajnym dźwiękiem wprowadza w fazę snu, w której to świadomość bodźców docierających ze środowiska stopniowo maleje. Walę się po twarzy otwartą dłonią (sen niesie ze sobą ryzyko utraty życia), należy się polewać zimną wodą co kilka minut aby nie stracić przytomności i nie ugotować się na twardo. Nie przepadam za klimatyzacją ale jej brak, w taki dzień, kiedy asfalt topi się nawet w cieniu potrafi być tematem numer jeden.
Na parkingu mamy dokładnie trzy zacienione miejsca ale jeden specjalista potrafi zaparkować swój wóz (wielkości niewielkiego pojazdu służącego golfistom) dokładnie w ten sposób aby nikt inny już się nie zmieścił. Taka ciekawa umiejętność wymykająca się prawom fizyki. Tak więc po wyjściu, należy w aucie odpalić klimatyzację i uciekać na jakieś 3 godziny aby móc dotknąć kierownicy bez narażenia się na poparzenia 3-go stopnia.
Dress code szlag trafił i paluchy u stóp swobodnie pląsają w sandałkach. Wszystko fajnie ale... namawiałabym mężczyzn do przemyślenia długości krótkich spodenek: powinny być chyba nieco dłuższe niż bieliźniane bokserki. Chłopaki, w tych króciutkich majtach wyglądacie jakby ubrała was mama do piaskownicy, a w przypadku kiedy wypadną wam klucze i trzeba się będzie pochylić, może wam wypaść coś jeszcze cenniejszego:)
 
Jeżeli ktoś pomyślał, że nie lubię lata to jest w błędzie. Ja lato KOCHAM! Zwłaszcza w swoim własnym ogrodzie, w cieniu, ze szklaneczką lemoniady z lodem albo na targu, gdzie wszystkie te niemoralnie kolorowe warzywa i owoce wołają do mnie "zabierz mnie do domu". W pracy umiarkowanie. Dziś każdy porzucił obowiązki służbowe i pisze odręcznie swój testament.
 
Dziś pierwszy dzień lata, najdłuższy dzień w roku i jeszcze jedna dobra wiadomość - sezon na bób uważam, za rozpoczęty! Mój ukochany - najlepszy sezon w roku. Bób jem nałogowo, jak małpa, palcami, taki najzwyczajniej ugotowany, co raczej nie stanowi atrakcji kulinarnej więc nie wiem kiedy pierwszy bobowy wpis. Tymczasem zachęcam Was do jedzenia bobu :) zawiera sporo białka, wapń, żelazo, witaminę K, tiaminę i ryboflawinę, wit. C, A, witaminy z grupy B, błonnik, węglowodany oraz zdrowe tłuszcze, chyba nie muszę dodawać jaki jest pyszny. 

Dziś przepis na prosty dip z avocado wg Jamiego, który przeleżał w archiwum dobrych kilka miesięcy, a w sezonie grillowym może być bardzo fajnym dodatkiem. Polecam!
 
 

Składniki:
  • 1 dojrzałe awokado
  • 0,5 łyżeczki mielonego kminu
  • ząbek czosnku
  • pół papryczki chilli
  • pół pęczka świeżej kolendry
  • łyżka oliwy
  • sok z połówki cytryny

1. Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę i wydrążyć miąższ łyżką do miski. Zgnieść owoc widelcem lub delikatnie zmiksować. 

2. Papryczkę i czosnek drobno posiekać, świeżą kolendrę także poskiekać ale już nie tak drobno.

3. Wszystkie składniki z oliwą i przyrawami wymieszać. Doprawiłam delikatnie solą.
 

10 czerwca 2013

Brownie z suszonymi śliwkami

Nie wiem co mi jest, nie mam ochoty gotować, nie mam ochoty pisać, a to jest u mnie sytuacja bardzo niezwyczajna. Patrzę tylko gdzie by tu się wprosić na domowy obiadek, żeby tak ktoś podał i posprzątał, jestem okropna wiem. Mam też zbyt dużo przemyśleń, które nie zasługują na to żeby je uwiecznić... no chyba, że miałabym zostać mistrzem malkontenctwa ale chyba nie mam takich ambicji. 

Irytuje mnie wszystko i wszyscy. W urzędach dostaję szału na widok petentów, którzy wiją się w niekończących kolejkach, a kiedy już uda im sie dopaść okienka (oczywiście działa jedno z dziesięciu) niemalże klęczą przed nim, co sprytniejsi przybierają nieco mniej błagalne pozy dostosowując wysokość swojej twarzy do mikro otworu. Dlaczego te okienka zawsze są na takiej wysokości, że człowiek musi się ukorzyć żeby pani siedząca po mrocznej stronie usłyszała wołanie o pomoc? Tradycja jest tak silna, że nawet w nowoczesnych placówkach powielają ten wątpliwy zwyczaj (patrz moja poczta).

Jedno się nie zmieniło. Gorzka czekolada jest w stanie mnie podnieść na duchu zawsze i wszędzie. Ostatnie brownie zmobilizowało mnie, żeby odkurzyć blog i napisać Wam przepis. Jest pyszne. Zwolennikom czekoladowych wypieków na pewno przypadnie do gustu. Dla mnie jedno z najlepszych. Polecam...am am.

Mam nadzieję, że niedługo mi przejdzie i firmowym optymizmem będę Was zarzucać nowymi pysznościami, może wraz z końcem jesieni przyjdzie lato:)




Składniki:

  • 200g gorzkiej czekolady (u mnie 70% kakao)
  • 160g masła
  • 200g cukru pudru
  • 4 jajka
  • 80g mąki
  • 1/2 łyżki proszku do pieczenia
  • 300g suszonych śliwek kalifornijskich 
  • szklanka mocnej herbaty

1. Czekoladę połamać na małe kawałki i roztopić z masłem w kąpieli wodnej.

2. Śliwki pokroić na małe kawałki i zalać mocną, gorzką herbatą.

3. Jajka ubić z cukrem pudrem. Dodawać do nich lekko przestudzoną czekoladę.

4. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i przesiać ją do czekoladowej masy, delikatnie wymieszać całość łyżką. 

5. Na koniec wmieszać odcedzone śliwki.

Przelać ciasto do wysmarowanej masłem formy (użyłam blaszki o wymiarach 25x30cm). Piec w temperaturze 180 C do 25 minut (moje było gotowe po 20 minutach ale wiem, że niektóre piekarniki mogą nam zapewnić gotowe brownie już po 15 minutach, także należy kontrolować sytuację).


przepis pochodzi z WHITE PLATE słodkie

2 czerwca 2013

Harley'ada marzeń

Już czwarty raz odbyła się w Warszawie "Harley'ada marzeń" organizowana przez Fundację Spełnionych Marzeń wspólnie z Klubem Motocyklowym Harley-Davidson - „Warsaw Chapter Poland”. 


Dzień Dziecka z Harleyami to o okazja, aby wspólnie świętować radość z wygranej nad ciężką chorobą. Mali pacjenci z oddziałów onkologicznych w Polsce, będący pod opieką Fundacji Spełnionych Marzeń, tego dnia są pasażerami pięknych motocylki. Kolumna Harleyów, w eskorcie policyjnej, na sygnałach, przejeżdża przez stołeczne ulice. Syreny, huk, warkot silników i serca biją szybciej nie tylko najmłodszym. 






Po przejażdżce na dzieci i ich opiekunów czekały niespodzianki - koncerty i balony, które zabrały dziecięce marzenia prosto do nieba. 

Kolejny raz imprezę poprowadziła Magdalena Różczka, tego roku towarzyszył jej Mateusz Damięcki. Dzięki takim ludziom świat może być odrobinkę lepszy chociaż przez moment. 


dzieciaki ze sceny podziękowały motocyklistom

Harleyowcy, mimo że ludziom często kojarzą się twardzielami z brodami do pasa, tego dnia są dobrymi wujkami, a uśmiech dzieci jest dla nich najważniejszy. Byłam i widziałam te uśmiechy i ekscytację, cel osiągnięty. Za rok też się wybiorę, mam nadzieję, że wszystkie marzenia (wypuszczone z balonami do nieba) się do tego czasu spełnią!